Disaster Artist (2017) – opinia o filmie #12 [PRZEDPREMIEROWO]

Tytuł: Disaster Artist (The Disaster Artist)
Reżyseria: James Franco
Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber
Gatunek: biograficzny, dramat, komedia
Premiera: 2018 (Polska) 2017 (świat)
Produkcja: USA
Czas trwania: 1 godz. 43 min.
Zdjęcia: Brandon Trost
Muzyka: Dave Porter
Montaż: Stacey Schroeder
Na postawie książki Disaster Artist: My Life Inside The Room, the Greatest Bad Movie Ever Made autorstwa Grega Sestero i Toma Bissell.

Tommy Wiseau – reżyser, scenarzysta i aktor filmu The Room, okrzykniętego "najgorszym filmem w historii kina" – jest chyba najbardziej tajemniczym twórcą w amerykańskim środowisku filmowych. Jednak jego niepowtarzalna i niepokojąca osobowość sprawiła, że stał się on idolem milionów na całym świecie. Właśnie dla nich powstało Disaster Artist.

Korzystając ze szczątkowej wiedzy o życiu Tommy'ego Wiseau "sprzed Grega", twórcy Disaster Artist, nakreślają postać, której nie potrafimy zrozumieć, możemy ją kochać i znienawidzić w jednej chwili oraz jednocześnie z łatwością umotywować jej zachowania. Reszta bohaterów jest równie skąpo wyposażona w back-story, ale poznawanie ich wraz z rozwojem fabuły, pozwala nam uwierzyć w nich. Zarówno Dave, jak i James Franco świetnie się bawią kreując swoje postacie. Dave ma w sobie mnóstwo niezaprzeczalnego uroku, którego nie sposób jest ukryć na ekranie. Widać, że James doskonale się bawi, grając postać Tommy'ego, jednak momentami zakrawa to o parodię. Nie zmienia to jednak faktu, że oglądając ich razem, można wyczuć niesamowitą chemię, a już samo to przywodzi na twarz uśmiech.

Zaczynając od gry aktorskiej, przez aspekt komediowy, na planach filmowych kończąc, Disaster Artist jest perfekcyjnym odzwierciedleniem życia i twórczości Tommy'ego Wiseau począwszy od poznania przyjaciela, z którym do dziś łączy go silna zażyłość, do premiery jego największego "dzieła" The Room. Disaster Artist nie przedstawia twórcy "najgorszego filmu wszech czasów" tylko w pozytywnym świetle, ale tak, by pokazać jego dobre strony – upór i determinację – jak i przywary oraz konsekwencje wyborów i, kolokwialnie mówiąc, podążanie "po trupach do celu". Twórcy pozostawiają ocenę postawy bohatera własnej interpretacji i ocenie widzów Disaster Artist i fanów The Room.

Pierwszy raz, będąc w kinie, czułam tak niesamowitą atmosferę jedności widzów. Osoby w różnym wieku, patrzące na jeden ekran i siedzące w tej samej sali, w której niemal nie przestawał rozbrzmiewać śmiech – nie tylko rozbawienia, ale także nostalgii. Ludzie śmiali się w tych samych momentach, ale też każdy widz wybierał swój specjalny, znaczący fragment i kwitował go nieskrępowanym śmiechem. Po raz pierwszy byłam świadkiem oklaskiwania filmu na creditsach i było to wspaniałym, niezapomnianym przeżyciem – jakkolwiek głęboko, by to nie brzmiało.

Disaster Artist nie jest filmem ukazującym proces powstawania "najgorszego filmu" w historii kina, a obrazem ukazującym głęboką męską przyjaźń, w której czasem trzeba odpuszczać, poświęcać się, ale zawsze trzeba znaleźć równowagę pomiędzy dobrem swoim, a drugiego człowieka – nie pozwolić sobie na utracenie własnych marzeń kosztem cudzych, a jednocześnie dawać od siebie tyle wsparcia, ile tylko jesteśmy w stanie. Nie mam już więcej słów – tylko oklaski. Nie dla filmu, ale dla życia, które przedstawia. Życia, które kiedyś naprawdę zostało przeżyte.

Ocena: 10/10
arcydzieło!

Znajdź mnie na Filmwebie

Komentarze