Kształt wody (2017) – opinia o filmie #15

źródło: filmweb.pl
Tytuł: Kształt wody (The Shape of Water)
Reżyseria: Guillermo del Toro (Labirynt fauna)
Scenariusz: Guillermo del Toro (Labirynt fauna), Vanessa Taylor (Niezgodna, Gra o tron)
Gatunek: fantasy
Premiera: 2017 (świat) 2018 (Polska)
Produkcja: USA
Czas trwania: 1 godz. 59 min.
Zdjęcia: Dan Laustsen (John Wick 2, Silent Hill)
Muzyka: Alexandre Desplat (Dziewczyna z portretu, Grand Budapest Hotel)
Montaż: Sidney Wolinsky (House of Cards)
Scenografia: Paul D. Austerberry, Shane Vieau (Legion samobójców, Wielkie oczy, Rogi), Nigel Churcher (Baby Driver), Jeffery A. Melvin
Kostiumy: Luis Sequeira

Trzynaście nominacji do Oscara, dziesiątki nagród i miliony zachwyconych widzów. Guillermo del Toro stworzył film, od którego oczekiwałam wiele – pięknej historii miłosnej, łez i zapierającego dech w piersiach zakończenia. Rzadko oczekuję czegoś od filmów, w zasadzie to nigdy, ale wokół tego narosło tyle pochwał, że nie sposób było nie wyrobić sobie własnego przekonania, że ten film będzie co najmniej dobry.

Kształt wody opowiada historię niemej sprzątaczki, pracującej w rządkowym laboratorium, gdzieś "na końcu Ameryki". Wykonując swoją pracę odkrywa jeden z tajnych projektów, którym okazuje się być żywa istota diametralnie różniąca się od wszystkiego, co znała dotychczas.

Sally Hawkins, grająca główną bohaterkę, Elisę Esposito, została pozbawiona jednego z najważniejszych narzędzi aktora – głosu – przez co musiała ukazać swoją postać w bardzo ekspresyjny sposób. Wszystko musiało być ukazane jednoznacznie poprzez mimikę i mowę ciała bohaterki. I to wyszło jej znakomicie. Jednak, biorąc pod uwagę kreacje postaci drugoplanowych, które są nieskończenie bardziej wiarygodne niż Elise, której charakter zmienia się zależnie od upodobań reżysera – potrafi z nieśmiałości do niewiarygodnej odwagi przejść w ciągu sekundy – Hawkins całkowicie blednie i w pewnym momencie staje się irytująca. Natomiast Richard Jenkins, Octavia Spencer i Michael Stuhlbarg wykonali znakomitą robotę, tworząc bohaterów pełnych empatii, miłości i patrzenie na nich przewijających się po ekranie jest po prostu przyjemnością.

Kształt wody jest bardzo intymnym filmem, można powiedzieć, że bohaterowie zamykają się nawzajem w swoich ramionach, a kamera zamyka się na nich, sprawiają wrażenie, że nie do końca powinniśmy to widzieć. Sceny bliskości bohatera, czy to z samym sobą, czy z innym bohaterem, były dla mnie dość krępujące do oglądania na sali pełnej obcych ludzi, jednak z drugiej strony wiem, że ukazywanie takich rzeczy na wielkim ekranie i wywoływanie różnorakich emocji w widzach jest pewnym rodzajem sztuki.

Zostając cały czas przy scenach, Kształt wody po brzegi wypełniony jest nie potrzebnymi scenami, jak i postaciami, które pojawiają się tylko w tych niepotrzebnych scenach. Są to momenty, które ukazują nam charaktery lub backstory bohaterów, ale w żaden sposób nie rzutują one na główną fabułę filmu. Najbardziej wyraźnym przykładem jest przestawienie rodziny Richarda i jego stosunku do niej, nieprzerzucający się na środowisko, w którym pracuje, a co za tym idzie, nieistotny. Z racji, że jest to "filmowa baśń", jak wszyscy zwykli mówić, nie będę czepiała się naiwności całej historii, chociaż momentami bardzo raziła w oczy. Główna bohaterka powinna dostawać trochę więcej kłód pod nogi i trochę mniej powinno jej uchodzić na sucho.

Na koniec, by osłodzić trochę tę opinię, chciałabym wspomnieć o muzyce. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy jest to kwestia placebo, bo wszyscy mówią o tym, jak ta muzyka jest piękna, ale naprawdę wydaje się być magiczna. Wplata się w obrazy, które widzimy na ekranie i dopełnia je.

Kształt wody miał mi zapewnić mnóstwo emocji. Czekałam na to do ostatniej sceny, gdy wydarzyło się coś, co myślałam, że powinno mnie obchodzić chociaż trochę, bo jednak spędziłam z tymi bohaterami prawie dwie godziny, ale nie obeszło mnie to ani trochę. Ciężko mi to zrzucić jednoznacznie na moje "wygórowane" oczekiwania lub po prostu to, że film był słaby, ale jednak niesmak pozostał, a moim ulubionym filmem del Toro nadal pozostaje Labirynt fauna.

Ocena: 6/10
niezły

Znajdź mnie na Filmwebie

Komentarze